W najnowszym wydaniu „Stanu wyjątkowego” Dominika Długosz i
Kamil Dziubka zastanawiają się, co kryje się za niedawną, dla wielu
polityków Prawa i Sprawiedliwości dość zaskakującą wizytą
wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego na Jasnej Górze. O przyjeździe
szefa wszystkich szefów na pielgrzymkę Radia Maryja do ostatniej
chwili wiedziało wąskie grono osób. Tym głębiej i spokojniej
oddychali ci, którzy na szczycie Jasnej Góry ostatecznie się
pojawili i pląsali w rytm religijnych pieśni. Ojciec Tadeusz Rydzyk
zgodnie z wieloletnią tradycją zaatakował, jak to określił,
niemiecką Unię Europejską, ludzi bez honoru, którym w głowie tylko
„ojro”. Niestety nie zająknął się o tym, ile „ojro” przytulił na
swoją słynną toruńską geotermię. Nie bądźmy jednak
małostkowi.
Szef Radia Maryja i innych toruńskich „dzieł” przekonywał, że
zła Bruksela chce Polskę zniszczyć. Od lat mówi wprawdzie to samo i
jakoś tym brukselskim urzędnikom zniszczyć się Polski nie udało,
ale zdaniem ojca dyrektora tym razem może być inaczej. Wtórował mu
Jarosław Kaczyński, który z ambony nad błoniami jasnogórskimi
ostrzegał przed zamachem na polską suwerenność, którego siła już
dawno nie była tak znacząca. Prezes udowadniał, że władzy oddać nie
można, bo ci, którzy ją przejmą, otworzą bramy dla wszelkich plag,
z którymi teraz boryka się Europa Zachodnia. Nie dziwi nas, że
prezes PiS przestał się przejmować jakimikolwiek wezwaniami do
uszanowania autonomii Kościoła. Nie dziwi nas też, że zapomniał o
apelu biskupów, którzy w trakcie niedawnego posiedzenia konferencji
Episkopatu Polski właśnie na Jasnej Górze apelowali o
niewykorzystywanie świętych miejsc do wyborczej agitacji.
Lider PiS walczy o wszystko, więc ima się wszelkich możliwych
metod. Zwłaszcza że po prawej stronie wyrosła mu silna konkurencja.
Rosnąca w sondażach Konfederacja nie ukrywa, że uważa się za
prawdziwych reprezentantów wartości konserwatywnych. Jak mawia
Grzegorz Braun, Prawo i Sprawiedliwość to „łże prawica”. Z
pewnością więc wizyta Jarosława Kaczyńskiego na Jasnej Górze miała
również i ten podtekst. Chodziło o to, by ojciec Tadeusz nie miał
zamiaru choćby spoglądać w stronę ekipy Bosaka i Mentzena.
Kaczyński wie, co robi. Rydzyk to biznesmen i prowadzi własną
politykę. Kiedy ziobrowi zdrajcy zostali wyrzuceni z PiS w 2011
roku, a prezes mówił o przecięciu w zarodku bolszewickiego spisku
(tak, tak, panie Zbyszku, tak Jarosław Kaczyński mówił o panu),
ojciec Tadeusz nie miał zamiaru od lidera Solidarnej Polski się
odwracać. Nie przyłączył się do tych, którzy najchętniej strąciliby
pana Zbigniewa w przepaść, co szefowi Prawa i Sprawiedliwości
niespecjalnie było w smak. Dziś oczywiście Nowogrodzka ma na ojca
dyrektora przełożenie większe – wprost proporcjonalne do ofiar
rzucanych na toruńską tacę. Jednak ojciec Tadeusz, jako specjalista
od rzeczywistości wiecznej, wie, że nic nie jest wieczne.
Oczywiście oprócz wiecznych interesów toruńskiego biznesmena.
W mijającym tygodniu Jarosław Kaczyński objawił się jednak nie
tylko na Jasnej Górze. Udzielił wywiadów Polskiej Agencji Prasowej
i Super Expressowi. Zapewnił, że podwyżka świadczenia 500 plus o
trzysta złotych to nie koniec i w przyszłości jest gotów wysupłać
jeszcze więcej. Rzecz jasna, jeżeli Polacy zagłosują na PiS.
Wprawdzie największa partia opozycyjna również mówi o waloryzacji
świadczenia i to jeszcze szybciej, ale Kaczyński o tym nie
wspomina, bo nie pasowałoby to do opowieści o liberalnej
Platformie, która ciągle kłamie i chce wyłącznie zabierać. Prezes
przy okazji zapowiedział też, że po wyborach odejdzie z rządu i to
nawet, jeśli Prawo i Sprawiedliwość utrzyma władzę.
Pan prezes powiedział też, czym się w rządzie zajmuje. Otóż
zajmuje się wszystkim, czym trzeba, a czasami robi nawet jeszcze
więcej. Formalnie podobno został przygotowany akt prawny, który
dzieli kompetencje w rządzie na nowo, ale na razie opinia publiczna
nie może go zobaczyć. Może do wyborów się uda. Problem może wynikać
z tego, że podobno Jarosław Kaczyński po powrocie do Kancelarii
Premiera próbował się zorientować, jak naprawdę stoją sprawy. Ponoć
zaczął rwać sobie włosy z głowy, kiedy jego wierny druh Marek
Kuchciński (przez przypadek od kilku miesięcy szef Kancelarii
Premiera) przedstawił mu raport. Nie dziwi nas również i to.
Minister Kuchciński uchodzi za człowieka, który gubi się we własnym
gabinecie. Zdarza mu się również w środku dnia powiedzieć „dobry
wieczór”. Raport mógł, mówiąc delikatnie, nie wyglądać
profesjonalnie.
Niezbyt profesjonalnie wygląda w ostatnim czasie komunikacja
Lewicy. A konkretnie jednego z jej liderów Roberta Biedronia. Pan
Robert, europoseł, ma taką przypadłość, że dość rzadko bywa w
Polsce, więc jak już tu jest i idzie do mediów, chce żeby było z
przytupem No to było. Biedroń poinformował wszem i wobec, że
negocjacje opozycji w sprawie paktu senackiego zostały zerwane.
Najciekawsze jest jednak to, że jego słowom zaprzeczają wszyscy, w
tym ci, którzy z ramienia Lewicy są zaangażowani w negocjacje.
Zapewniają, że na dniach porozumienie może zostać przyklepane,
tylko że najpierw muszą się spotka liderzy i dobić targu. Jak wieść
niesie, wypowiedź Biedronia może być elementem wewnętrznej
rozgrywki na Lewicy. Sprawa jest prosta. Sondaże tego bloku są dziś
gorsze niż cztery lata temu, więc prawdopodobnie Lewica posłów
straci, a nie zyska. Robi się więc ciasno. Kandydatów do Sejmu jest
zbyt dużo, więc toczy się gra o to, by kilku wysłać do Senatu. Ale
na to musi się zgodzić Donald Tusk, bo to on ma do dyspozycji
największą pulę miejsc.
Nie wiadomo, czy Michał Dworczyk będzie się ubiegał o miejsce
na liście do Sejmu. Niektórzy plotkują, że najchętniej zająłby się
odbudową Ukrainy. Były szef Kancelarii Premiera, który już dawno
miał odejść z KPRM, wciąż tam jest. Jeździ na Ukrainę i załatwia
sprawy. Wiele wskazuje na to, że i tak będzie zmuszony startować,
bo immunitet może mu się przyda. Prokuratura pana Zbyszka prowadzi
śledztwo w sprawie e-maili ze skrzynki pana ministra. Być może
jednak winy ministrowi Dworczykowi zostaną darowane, jeśli pan
minister dopnie jesienią możliwą koalicję z Konfederacją. Wprawdzie
Mentzen i spółka zaprzeczają, by mieli zamiar na cokolwiek
dogadywać się z PiS, ale Stan Wyjątkowy chętnie pokazałby całą
wielką ławę poselską tych, którzy zapewniali, a i tak się dogadali.
Zwłaszcza że nowe ujawnione maile potwierdzają, że Dworczyk, bliski
współpracownik premiera, prowadził już kilka lat temu rozmowy ze
środowiskiem Konfederacji na temat współpracy.
Stan Wyjątkowy postanowił na koniec jeszcze raz wrócić na
Jasną Górę. A tam szyku zadał były wicepremier Jacek Sasin i jego
bliski współpracownik, czyli prezes Enei Paweł Majewski w trakcie
pielgrzymki Radia Maryja wręczyli ojcu Rydzykowi okazały miecz „z
czasów Mieszka I". Ponoć kosztował ćwierć miliona złotych.
Wprawdzie pojawili się złośliwcy, którzy uważają go za falsyfikat,
ale domyślamy się, że może nimi kierować zazdrość. Najzabawniejsze
może być jednak to, że ów miecz został zakupiony już wiele miesięcy
temu. W magazynach tworzonego przez ojca Tadeusza Muzeum Pamięć i
Tożsamość przeleżał od początku roku. Dopiero teraz nadarzyła się
okazja, by go publicznie wręczyć. Jak słyszymy, sprawa wzbudziła
niemałe emocje wśród innych prezesów pisowskich spółek. Nie ze
względu na koszt całej zabawy, ale na to, że nie pomyśleli, by
samemu coś szefowi Radia Maryja sprezentować.