Oct 16, 2021
Właściwie to powinniśmy stanąć na baczność, ogłaszając tę
informację: oto Jarosław Kaczyński zapowiedział rezygnację ze
stanowiska wicepremiera do spraw bezpieczeństwa.
Wszystkich, którzy poczuli lęk spieszymy pocieszyć — Kaczyński jako
zwierzchnik aparatu bezpieczeństwa i tak niewiele robił, więc jego
dymisja nic w naszym bezpieczeństwie nie zmieni. Jako członek rządu
Kaczyński osiągnął jedno — przyhamował publiczne pranie brudów
między Zbigniewem Ziobrą, a Mateuszem Morawieckim. Ale nie ma mowy
o zawieszeniu broni: Morawiecki wciąż podejrzewa, że Ziobro zbiera
biznesowe haki na niego i jego żonę. W tym sensie rządowa misja
Kaczyńskiego jest sukcesem jedynie doraźnym.
Odejście Kaczyńskiego wpisuje się w planowaną, przeciągającą się
rekonstrukcję rządu. W mijającym tygodniu autorzy „Stanu po Burzy”
poznali kolejne planowane zmiany, których mianownik jest taki sam:
z rządu i spółek skarbu odejdą ludzie Morawieckiego, co dowodzi, że
rekonstrukcja ma na celu m.in. osłabienie
premiera. Morawiecki już stracił perłę w swej biznesowej koronie —
kontrolę nad największym bankiem w Polsce, państwowym PKO BP. To
zmiana wręcz kopernikańska — ludzie premiera kierowali tym kolosem
od ponad dekady. Tak, tak — także w czasach Platformy, bo
Morawiecki jako doradca premiera Donalda Tuska miał wówczas wpływ
na obsadę spółek skarbu. Dziś udaje, że tego nie pamięta. Ale nie
tylko Ziobro ma dobrą pamięć — „Stan po Burzy” także.
Z drugiej jednak strony odejście Kaczyńskiego z rządu to sygnał, że
chce się on skupić na partii. Ta nagła roszada podsyca plotki o
tym, że prezes przygotowuje PiS na przyspieszone wybory. Podczas
niedawnego, zamkniętego posiedzenia klubu Koalicji Obywatelskiej
Donald Tusk przyznał, że po raz pierwszy na poważnie zakłada, że
Kaczyński rozwiąże Sejm i w kwietniu lub maju dojdzie do
wyborów.
Prezes PiS cieszy się chwilową ulgą. Za dużą cenę — rozdając posady
ministrów i posady w państwowych instytucjach — kupił sobie
poparcie małych partii w Sejmie, dzięki czemu odzyskał arytmetyczną
większość. Najwięcej zapłacił formacji zwanej złośliwie
„zbielaniną“. Nazwa nie jest przypadkowa. To zbieranina posłów z
rożnych formacji, kierowana przez Adama Bielana. Szantażowali
Kaczyńskiego tak skutecznie, że musiał specjalnie dla nich
reaktywować Ministerstwo Sportu — w ten sposób za limuzyny i
gabinety „zbielaniny” zapłacimy my wszyscy. Sojusz PiS i
„zbielaniny” martwi Mariana Banasia. Szefa NIK obawia się, że mając
znów większość w Sejmie, Kaczyński uchyli mu immunitet i wsadzi za
kraty. Dlatego Banaś przygotowuje kanonadę wymierzoną w PiS. Oj,
będzie się działo — zapowiadają autorzy „Stanu po Burzy” Agnieszka
Burzyńska z „Faktu” oraz Andrzej Stankiewicz z Onetu.