Apr 03, 2021
Rządowy pełnomocnik Michał Dworczyk otworzył kolejkę do
szczepień dla 40- i 50-latków, ponieważ duża część 60-latków nie
pali się do antycovidowych zastrzyków. Tyle, że obóz władzy wpadł w
panikę, obawiając się wizerunkowego skutku tej operacji — część
młodszych zaszczepiłaby się przed seniorami i ciężko chorymi. W
rządzie doszło do wewnętrznego starcia, Dworczyk został zaatakowany
i musiał się cofnąć. Całe to starcie do idealna ilustracja sytuacji
na szczytach Zjednoczonej Prawicy. Dworczyk ma prosty polityczny
cel: chce zostać premierem, budując swą pozycję dzięki sukcesowi
szczepień. Nie wszystkim zależy więc na jego sukcesie.
Premierem chce też być Jacek Kurski, który coraz śmielej sobie
poczyna dyskredytując w „Wiadomościach” Mateusza Morawieckiego.
Działaniom premiera w sprawie walki z koronawirusem przygląda się
bez życzliwości szef NIK Marian Banaś, kiedyś zausznik PiS, dziś na
kursie kolizyjnym z partią władzy. Banaś udzielił ostrego wywiadu
„Business Insiderowi”. Zasugerował, że rząd nie potrafi walczyć z
pandemią, marnotrawi publiczne pieniądze na nietrafione inwestycje,
upolitycznił prokuraturę i specsłużby do tego stopnia, że systemowo
tuszowane są tam nieprawidłowości. Banaś zdobył się na tę wylewność
ze strachu. Czego się boi? O tym wszystkim posłuchają Państwo
w najnowszym odcinku podcastu „Stan po Burzy”, który prowadzą
Agnieszka Burzyńska z „Faktu” oraz Andrzej Stankiewicz z Onetu.
Padł system Dworczyka
Odpowiedzialny za program szczepień minister Michał Dworczyk ma
prosty polityczny cel: zbudować swą niezależną pozycję dzięki
sukcesowi szczepień i zniesieniu dzięki temu pandemicznych
ograniczeń. Od dłuższego czasu Dworczyk stara się zrzucać
odpowiedzialność za zwalczanie koronawirusa na ministra zdrowia
Adama Niedzielskiego i premiera Mateusza Morawieckiego, samemu
prezentując się wyłącznie jako „władca szczepionek”.
Nie ma się co dziwić. O ile program szczepień idzie coraz
sprawniej, to walka z koronawirusem przynosi klęskę za klęską.
W mijającym tygodniu Dworczyk mógł zarobić kilka dodatkowych
politycznych punktów, gdy nagle — w nocy ze środy na czwartek —
otworzył możliwość szczepień dla 40- i 50-latków. Szkopuł w tym, że
zrobił to samowolnie, nie informując nawet Morawieckiego i
Niedzielskiego. W obozie władzy wybuchł skandal — okazało się, że
część 40-latków może się zaszczepić szybciej, niż 60- czy
70-latkowi albo przewlekle chorzy. Dworczyk szybko się wycofał ze
swego pomysłu, przesuwając 40-latków dalej w kolejce i przekonując,
że mogli się zapisać przed seniorami ze względu na „błąd
systemu”.
Sprawa wygląda jednak inaczej. O panicznym wycofaniu się za
szczepień młodszych zdecydowała polityka.
To, co zrobił Dworczyk, było logiczne. Otworzył kolejkę dla
młodszych roczników, ponieważ duża część 60-latków nie pali się do
szczepień. Ale obóz władzy wpadł w panikę, obawiając się
wizerunkowego skutku tej operacji — część młodszych zaszczepiłaby
się przed seniorami i ciężko chorymi. W obozie władzy doszło do
wewnętrznego starcia, Michał Dworczyk został zaatakowany i musiał
się cofnąć.
Z punktu widzenia systemu szczepień, 40-latkowie nie są problemem.
Liczby są jednoznaczne: na wcześniejsze szczepienia zapisało się
ok. 60 tys. z nich. A to znaczy, że gdyby Dworczyk nie cofał ich w
kolejce, to wszyscy razem zostaliby zaszczepieni w pół dnia (bo
szczepimy dziennie między 100 a 200 tys osób). Oczywiście —
pojawiła się obawa, że jeśli Dworczyk nie wyłączy rejestracji, to
dołączą kolejne tysiące 40-latków, którzy chcą wrócić do
normalności — spotkań towarzyskich, wyjazdów i posyłania dzieci do
szkoły. A to wywróciłoby cały system szczepień zbudowany na kruchej
hierarchii.
Zamieszanie ze szczepieniami jest idealnym obrazem wojenek wewnątrz
obozu władzy. Nie jest tajemnicą, że Dworczyk marzy o tym, by
zostać premierem. Nie wszystkim zależy więc na jego sukcesie w
programie szczepień. Niestety, w momencie, kiedy padają kolejne
rekordy zakażeń, a Polska pod względem koronawirusowych zgonów
notuje trzeci wynik na świecie, rząd staje się zakładnikiem własnej
propagandy i wewnętrznych gierek — kto zbuduje się na
szczepieniach, a kto straci na koronawirusie.
Kurski testuje Kaczyńskiego. TVP na wojnie z Morawieckim
Zamieszanie związane ze szczepieniami nie jest jednak jedynym
problemem w obozie władzy. Są kolejne dowody na to, że Zjednoczona
Prawica się sypie. Po pierwsze, zaczyna przegrywać głosowania w
Sejmie. Z pozoru mało znaczące, ale takie, które są sygnałem dla
Jarosława Kaczyńskiego, że w praktyce nie ma większości, bo
Jarosław Gowin i Zbigniew Ziobro realizują coraz bardziej
niezależną politykę. Po drugie, coraz większa część Zjednoczonej
Prawicy zaczyna rozumieć, jakim — cytując wicepremiera Piotr
Glińskiego — „domem wariatów” jest TVP.
Już kilka tygodni temu Kurski wyciął z anteny Solidarną Polskę i
Porozumienie za wierzganie Kaczyńskiemu. Teraz „Wiadomości”
zaatakowały bardzo bliskiego współpracownika premiera, Pawła
Borysa, który kieruje Polskim Funduszem Rozwoju — to antykryzysowy
wehikuł rządu. Przyzwyczailiśmy się do tego, że TVP jest
zwierciadłem, w którym można dojrzeć relacje, jakie występują w
obozie władzy. Skąd zatem akurat atak na niego — i to teraz?
To wojna zastępcza, bo Kurski nie może wprost zaatakować
premiera. Jednak dla wszystkich w obozie władzy jest jasne:
uderzenie w Borysa, to tak naprawdę uderzenie w Morawieckiego. Czy
Kurski miał na to przyzwolenie Kaczyńskiego, głównego twórcy
ramówki TVP? Wszystko wskazuje na to, że nie. Kurski testuje
Kaczyńskiego: sprawdza, jak mocno — ale nie bezpośrednio — może
uderzyć w premiera. Prezes TVP interesuje się również wspomnianym
wcześniej Michałem Dworczykiem. To nie jest przypadek — Kurski
także marzy o fotelu szefa Rady Ministrów.
Chceli zatrzymać Banasia?
Jakby władza miała mało problemów, to w minionym tygodniu doszły
kolejne. Oto nagle odezwał się szef NIK Marian Banaś. Właściciel
słynnej kamienicy, w której wynajmowano pokoje na godziny, udzielił
mocnego wywiadu „Business Insiderowi”. Zapowiedział, że prowadzi
szereg kontroli związanych z aferami PiS. Użył mocnych słów,
sugerując, że rząd nie potrafi walczyć z pandemią, marnotrawi
publiczne pieniądze na nietrafione inwestycje, upolitycznił
prokuraturę i specsłużby do tego stopnia, że systemowo tuszowane są
tam nieprawidłowości. „Jeśli chodzi o finanse publiczne, obronność,
bezpieczeństwo wewnętrzne i energetyczne oraz osoby, które
odpowiadają i zarządzają tymi obszarami, posiadamy dowody
świadczące o głębokich patologiach i dysfunkcji w tym zakresie” —
stwierdził.
Dlaczego Banaś uderza właśnie w tym momencie? Bo żyje groźbą
usunięcia go z urzędu. PiS już raz naciskał na prezesa NIK, by
podał się do dymisji, ale nie udało się go złamać. Dziś podejmowana
jest kolejna próba. Ważnym elementem tej rozgrywki jest jego syn,
Jakub, który znalazł się pod lubą CBA. Z informacji, które
Banasiowie dostali z zaufanych źródeł, wynika, że Jakub Banaś wraz
żoną mieli zostać zatrzymani, co doprowadzić miało także do
postawienia zarzutów prezesowi NIK. Dlatego Banaś ostro grozi
obozowi władzy — to wywiad adresowany do czytelników ze szczytów
PiS. Szef NIK zapowiedział kontrole w CBA (ukłony dla Mariusza
Kamińskiego), Orlenie (to dla promotorów Daniela Obajtka), SKOK
Wołomin (pozdrowienia dla Jacka Sasina), czy Get Backu (to ma
dotrzeć do premiera). Ale czy na pewno Banaś jest gotowy na wojnę z
nimi?