Feb 18, 2023
Całość TYLKO w
aplikacji Onet Audio. Subskrybuj pakiet Onet Premium i słuchaj bez
limitu.
Staramy się liczyć skrupulatnie i wychodzi nam, że prezes PiS
Jarosław Kaczyński i prezydent Andrzej Duda nie rozmawiają ze sobą
od jakiś 3 lat. Tak, nawet w ostatnim roku, gdy trwa wojna na
Ukrainie, ich kontakty są przelotne i kompletnie nieznaczące.
Panowie się nie muszą lubić — w sumie nigdy się nie lubili.
Najdziwniejsze jest jednak to, że wchodzą sobie w drogę albo walczą
w kluczowych kwestiach. Kiedy Duda w zeszłym roku przedstawił
projekt ustawy o sądownictwie, która miała zapewnić Polsce wypłatę
pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy, to Kaczyński z inspiracji
Ziobry tak ów projekt w Sejmie zdemolował, że Bruksela uznała, że
prezydent ją wystawił — i odmówiła wypłaty. Z kolei gdy niedawno to
premier Morawiecki za zgodą Kaczyńskiego na nowo dogadał się z
Brukselą i przedstawił własną wersję kompromisu — słynną ustawę o
Sądzie Najwyższym — to Duda poczuł się wystawiony do wiatru i
ośmieszony. Dlatego odmówił podpisu pod ustawą, kierując ją do
karykaturalnego Trybunału Konstytucyjnego, który jest potężnie
skłócony. Duda oczywiście wiedział, że prezeska TK Julia Przyłębska
zajęta jest głównie walką o utrzymanie własnego stołka, napierana
przez zbuntowanych sędziów z PiS, na czele z dawnymi ludźmi
specsłużb — Bogdanem Święczkowskim (były szef Agencji
Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz ex-prokurator krajowy) oraz
Mariuszem Muszyńskim (agent wywiadu Urzędu Ochrony Państwa).
Wiedział więc też prezydent, że Przyłębska dociśnięta przez kwestie
natury egzystencjalnej, nie ma czasu na takie farmazony, jak
miliardy euro z KPO dla Polski. Wniosek z tego prosty — Duda nie
chciał, żeby ustawa sądowa tercetu Kaczyński/Morawiecki/Bruksela
weszła w życie. Gdyby ją zawetował, zrobiłaby się z tego awantura —
zostałby oskarżony o działania dywersyjne. Wygodniej mu było
właśnie skierować ustawę do przegniłego TK, bo to mniej go naraża,
a skutek będzie pewnie taki sam — ustawa nigdy nie wejdzie w
życie.
Tak czy inaczej prezydent z premedytacją zablokował rządowi
możliwość żonglowania kasą z KPO w kampanii wyborczej. Nie, to nie
jest oczywiście tak, że Duda chce na złość Kaczyńskiemu zatopić
PiS. Duda chce pokazać, że minęły czasy, gdy potulnie realizował
wytyczne prezesa. Ponieważ ustawa trójcy
Kaczyński/Morawiecki/Bruksela w jego przekonaniu uderzyła w
prezydenckie uprawnienia, wprowadzając weryfikację legalności
powołań sędziowskich, postanowił sięgnąć po broń atomową — chce
pokazać prezesowi, że nie pozwoli się upokarzać. A że stawką jest
kasa z UE? Cóż, panowie potrafią rywalizować nawet w kwestii pomocy
dla Ukrainy — co jest jeszcze gorszym pomysłem.
W tym wydaniu słuchowiska politycznego „Stan Wyjątkowy” jego
autorzy Renata Grochal („Newsweek”) oraz Kamil Dziubka (ONET.PL)
rozmawiają także o kryzysie w Polsce 2050 — wbrew uspokajającym
komunikatom Szymona Hołowni dziennikarze przewidują, że partia
będzie tracić kolejnych działaczy po tym jak odeszła Hanna
Gill-Piątek, szefowa sejmowego koła hołowian. Redaktorzy
relacjonują także dożynki w Konfederacji — ewidentnie radykalny
sojusz narodowców i ultraliberałów w obecnym kształcie powoli się
kończy. Czy PiS na tym skorzysta i skusi ich do koalicji po
wyborach?
Na pewno koalicja z PiS się opłaca. Weźmy taką kanapową, śmieszną
partyjkę Republikanie — to rodzaj związku zawodowego paru
wiceministrów, na którego czele stoi Adam Bielan, człowiek który
zrobi wszystko — naprawdę WSZYSTKO — za fotelik w Europarlamencie.
Niestety, Republikanie jako koalicjanci PiS mają dostęp do
kasy.
Efekt? Minister sportu republikanin Kamil Bortniczuk dał
organizacji sportowej kierowanej przez kumpla posła republikanina
Mieczysława Baszkę program sportowy wart ponad 200 mln zł. Główny
sportsmen zapewnia, że za pośrednictwem Baszki pieniądze te trafią
do małych klubów. A ile z tego w Baszkowych kończynach górnych
pozostanie na zawsze? Powiedzmy tak. Jak ostatnio organizacja
Baszki dostała od Bortniczuka 14 mln zł, to zmarżowała to sobie na
10 proc. Marżę od 200 mln proszę więc sobie obliczyć we własnym
zakresie. Ale powiedzmy, że wchodzimy w kwoty porównywalne do
budżetów wyborczych sporych partii.