Mar 16, 2024
Pełną wersję video możesz obejrzeć tu:
https://wiadomosci.onet.pl/stan-wyjatkowy-podcast-onetu
Pełnej
wersji podcastu posłuchasz w aplikacji Onet Audio. Możesz pobrać ją
tutaj: https://onetaudio.app.link/StanWyjatkowy
Dopadli prezesa. Tuż przed wyborami ruszył serial przesłuchań
Jarosława Kaczyńskiego przed komisjami śledczymi. Twórcy
słuchowiska politycznego „Stan Wyjątkowy” Andrzej Stankiewicz i
Dominika Długosz spodziewali się, że pierwsi docisną prezesa
Dariusz Joński (komisja do spraw wyborów kopertowych) lub Michał
Szczerba (komisja do spraw afery wizowej). Ewentualnie obaj — jak
to oni — w duecie, synchronicznie i symultanicznie. Okazało się, że
nie — prezesa na dywanik wezwała Magdalena Sroka, kiedyś w
Zjednoczonej Prawicy, a dziś w Trzeciej Drodze. Żeby było
zabawniej, wyraźną większość jej komisji to pisowcy — obecni,
wierni prezesowi, lub byli, którzy stali się antypisowcami. W tym
sensie przesłuchanie Kaczyńskiego stało się elementem otwartej
psychoterapii.
Kaczyński wspomagany przez komando czterech obecnych posłów
klubu PiS był bliski wysadzenia przesłuchania w powietrze, bo
odmówił złożenia przysięgi, w której musiałby się zobowiązać do
ujawnienia wszystkiego, co wie o inwigilacji Pegasusem. Zastosował
dość przewidywalny dla twórców „Stanu Wyjątkowego” trik — zażądał
zwolnienia z tajemnic państwowych, które poznał jako wicepremier od
bezpieczeństwa w rządach PiS. Takie zwolnienie mógłby mu wystawić
tylko obecny premier Donald Tusk — a szefowa komisji Magdalena
Sroka nie była na to gotowa.
Złożył więc Kaczyński przed komisją śledczą ślubowanie, które
nie ma żadnego znaczenia. Bo w ślubowaniu chodzi o to, by
zobowiązać się do mówienia prawdy pod rygorem kary za składanie
fałszywych zeznań. A Kaczyński złożył ślubowanie, bez zobowiązania
się do mówienia wszystkiego, co wie. Trudno to więc uznać za
zobowiązanie do mówienia prawdy. A jednocześnie po takiej
przysiędze nic Kaczyńskiemu nie grozi, nawet jeśli łgał przed
komisją. Ech, posłowie tropiciele.
Podczas zeznań prezes był zainteresowany głównie tym, by
tytułować posłów z komisji „członkami”. Nie sądziliśmy, że prezesa
tak kręcą dwuznaczności — ale jego rozanielona twarz przy każdym
wymierzanym „członku” mówi sama za siebie. Kręcą go też naleśniki —
wielokrotnie nawiązywał do dawnego biznesu gastronomicznego
najbardziej antypisowskiego członka komisji Witolda Zembaczyńskiego
(KO). W jego przypadku mógł łączyć te dwie rzeczy — „członka” i
„naleśniki”. Podwójna radość.
Ale było nie tylko frywolnie i kulinarnie. Kaczyński dostał kilka
efektownych ciosów, które pokazują, że wiedział, co robi, składając
przysięgę bez przysięgi.
Był też prezes wyraźnie zdziwiony ujawnionymi właśnie przez Onet
najnowszymi „taśmami Obajtka”. Okazuje się, że za rządów PiS, które
podnosiło Polskę z kolan i dumnie prowadziło w XXI wiek, ktoś
zainstalował w gabinecie prezesa Orlenu dość prymitywne pluskwy. I
to w sytuacji, gdy Daniel Obajtek na polecenie Kaczyńskiego
przejmował Lotos, PGNiG, Energę, jak sprzedawał część Rafinerii
Gdańskiej szejkom z Arabii Saudyjskiej, a stacje benzynowe —
orbanowsko-putinowskiemu koncernowi MOL. Zastanawiamy się, kto
dzięki dostępowi do pluskwy zarobił miliony na giełdzie. I dlaczego
służby ochrony Orlenu — zdominowane przez ludzi z ochrony osobistej
Kaczyńskiego — nie wykryły tak prymitywnego podsłuchu. Aż nas nosi,
żeby w stylu prezesa polecieć spiskiem.