Nov 13, 2021
Kryzys na granicy z Białorusią umacnia PiS. Politycy obozu
władzy mogą swobodnie drwić z opozycji, wypominając jej happeningi
na granicy — takie jak przepychanki ze Strażą Graniczną, czy
krytyka funkcjonariuszy twardo strzegących granicy, nieczułych na
łzy kobiet i dzieci. Dziś imigracja ma twarz młodych, agresywnych
osiłków, którzy są gromadzeni przez Białorusinów w oddziałach i
atakują zasieki na granicy — dlatego PiS może triumfować.
Ale nie wszyscy w PiS się cieszą. Analizy niektórych socjologów
pracujących dla władzy wskazują, że jeśli kryzys na granicy będzie
się przedłużał, to obecne nastroje wsparcia dla rządu mogą się
zmienić we frustrację i niepewność — a to zaszkodzi rządowi.
Przeprowadzone jeszcze przed kryzysem gry wojenne — symulacja
hybrydowego ataku na Polskę ze Wschodu — wskazywały na podobne
społeczne zagrożenia. Zasadniczy kłopot polega na tym, że polski
rząd nie ma żadnej kontroli nad sytuacją — kryzys na Wschodzie to
element większej kombinacji polityczno-gazowej rosyjskiego lidera
Władimira Putina. W tym sensie od Jarosława Kaczyńskiego kompletnie
nic nie zależy. Albo Putin zostanie powstrzymany albo ugłaskany
przez USA i Unię, albo napięcie będzie trwało miesiącami.
Kaczyński czuje, że jest przedmiotem a nie podmiotem gry między
Wschodem a Zachodem. Reaguje po swojemu: atakuje i Rosję i Zachód.
To dość groteskowe biorąc pod uwagę, że kryzys na na granicy
wschodniej, a nie zachodniej. A pomóc mu może Zachód, a nie Wschód.
Ale kryzys graniczny to dla Kaczyńskiego kolejna okazja do
wzmacniania doktryny izolacjonizmu — po wojnie z Unią, ochłodzeniu
relacji z USA i zapowiedzi budowy ćwierćmilionowej armii. Z szefem
PiS współgra lider narodowców Robert Bąkiewicz. Zdumiewające jest
to, jak bardzo Bąkiewicz mówił Kaczyńskim podczas Marszu
Narodowego. Ale nie ma się co dziwić. Narodowcy Bąkiewicza —
których „Stan po Burzy” zwie złośliwie Bączek-jugend — dostają od
rządu niemal 10 tys. zł dziennie. Skoro PiS kupił usługi narodowe u
Bąkiewicza, to Bąkiewicz zamówienie realizuje. To świadoma
strategia Jarosława Kaczyńskiego, który za pośrednictwem Bąkiewicza
chce zabierać elektorat narodowy Konfederacji. Lech Kaczyński —
który nie znosił narodowców, zwłaszcza za ich antysemityzm — musi
się przewracać w swym grobie na Wawelu, do którego co miesiąc
pielgrzymują politycy PiS. „Stan po Burzy” przestrzega jednak
Bąkiewicza. Gdyby przyszło mu do głowy wierzgać Kaczyńskiemu,
niechaj weźmie sobie do swego brunatnego serca historię Krystyny
Pawłowicz — dziś głównej orędowniczki hermetycznych granic i Marszu
Niepodległości. Tuż przed wejściem do polityki jako profesor prawa
Pawłowicz napisała opinię dla prokuratury i sądu, która posłużyła
do skazania ówczesnego szefa CBA Mariusza Kamińskiego na więzienie
— chodzi o głośną sprawę, która skończyła się ułaskawieniem
Kamińskiego przez prezydenta Dudę. Od tego czasu Pawłowicz każdego
dnia stara się na klęczkach przeprosić za zdradę i zrobi dla PiS
wszystko, byle tylko naczelnik Kaczyński i obrońca granic Kamiński
wybaczyli. To zresztą tłumaczy, dlaczego kolana i zdrada to
najczęstsze słowa w jej słowniku.
Tak, panie Bąkiewicz. Jeden nieopatrzny ruch i pan też będzie
musiał klękać — przestrzegają lidera narodowców autorzy „Stanu po
Burzy”: Agnieszka Burzyńska z „Faktu” oraz Andrzej Stankiewicz z
Onetu.