Preview Mode Links will not work in preview mode

Nov 20, 2021

Koronawirusowe statystyki wystrzeliły, zapewniając Polsce miejsce w światowej czołówce zachorowań i zgonów związanych z COVID-19. Mimo to władza nie zamierza kiwnąć palcem. Powód jest prosty — lockdown albo inne ograniczenia musiałyby w pierwszej kolejności objąć niezaszczepionych, a to w dużej mierze wyborcy PiS. Drżąc w obawie o utratę poparcia w najbardziej foliowym elektoracie, rząd pozwala koronie wzbierać w kolejną falę. Kto ma szczęście i trochę zdrowia, może przetrwa. Kto szczęścia nie ma i brakuje mu zdrowia — może zachorować, a nawet umrzeć. To kolejna polityczna ruletka PiS, w której stawką jest nasze zdrowie — od wyborów prezydenckich decyzje w sprawie koronawirusa podejmowane są głównie przez pryzmat interesu politycznego PiS. Szefowie resortu zdrowia robią efektowne szpagaty z jednej strony przestrzegając przed rosnącym zagrożeniem, a z drugiej uzasadniając nonszalancką strategię rządu. Wiceminister zdrowia Waldemar Kraska błysnął myślą, że ograniczenia nie mają sensu, bo w Polakach jest gen buntu i będą je lekceważyć. Czemu więc PiS nie przejmował się genem buntu, gdy atakował sądy albo zaostrzał aborcję? Bo liczy się tylko możliwy bunt własnego elektoratu. Jeszcze bardziej popłynął pryncypał Kraski, minister Adam Niedzielski. Dowodzi on mianowicie, że brak nowych restrykcji to ukłon w kierunku... osób zaszczepionych. Wedle tej teorii rząd jest sojusznikiem zaszczepionych i nie chce, by zostali poddani zbiorowym restrykcjom tylko dlatego, że inni się nie szczepią. „Stan po Burzy” zakłada, że Niedzielski mówi to, co musi — bo każe mu PiS. Nie bardzo rozumiemy na czym polegać ma wspieranie przez rząd zaszczepionych, skoro są oni narażani na złapanie korony od foliarzy, którym rząd pozwala swobodnie hasać. Wszędzie na świecie ograniczenia zaczyna się wprowadzać od niezaszczepionych — a polski rząd boi się kiwnąć palcem. „Stan po Burzy” analizuje sytuację w klubie PiS i wychodzi nam, że jest tam masa foliarzy, szurów i innych sanitariatów. A to znaczy, że zagrożony jest nawet projekt, który prawo do wprowadzenia ograniczeń przenosi z państwa na pracodawców — w PiS wybuchła wokół niego ostra wojna. Jeszcze w kwietniu — gdy dopiero ruszały szczepienia — Jarosław Kaczyński wyzywał Unię, że przez nią Polska ma za mało szczepionek, przez co umierają ludzie. Dziś rząd PiS ma nadmiar szczepionek, ale nie szczepi, tylko opycha je za granicę. Nie zajmuje się szczepieniami rodaków, choć dzięki temu — rzeczywiście — mogłoby być mniej pogrzebów.
Kaczyński pomstuje teraz na Unię w innej kwestii — konfliktu na granicy polsko-białoruskiej. Czy właściwie: pomstował. Przez wiele dni marszczył czoło i demonstrował gniew za to, że Angela Merkel i Emmanuel Macron rozmawiają z Łukaszenką i Putinem z pominięciem jego skromnej osoby. Jaki Kaczyński miał pomysł na rozwiązanie kryzysu imigracyjnego? Więcej wojska, więcej policji i więcej Straży Granicznej. Żadnych rozmów ze wschodnimi satrapami i bajdurzenie, że zła Unia nie jest naszym sojusznikiem. Tyle, że zła Unia niezbyt się marsem prezesa oraz towarzyszącym mu marsom prezydenta i premiera przejęła. Choć to dość obrzydliwi rozmówcy, to wstępnie dogadała się Łukaszenką i Putinem, by przestali siłą pchać imigrantów na polskie zasieki. Wtedy nagle okazało się, że to także sukces polskiego rzadu. Tak — teraz od rządu PiS słyszymy, że Merkel i Macron najpierw dostali instrukcje z Warszawy, a po telefonach na Wschód zawsze dzwonili do Warszawy złożyć raporty. Jednym słowem: to gniew prezesa załatwił Łukaszenkę. Niestety, niektórzy liderzy PiS załapali tę zmianę propagandy z opóźnieniem — jak była premier Beata Szydło, która wciąż atakuje Merkel za to, za co rząd PiS ją chwali.Nie ma się co dziwić. Szydło jest dziś oddalona od Nowogrodzkiej, choć wciąż wierzy, że uda jej się wysadzić z siodła Mateusza Morawieckiego. Ma w tym planie wielu sojuszników, a ostatnio znów uaktywnił się szef TVP Jacek Kurski. Sączy od do głowy Jarosława Kaczyńskiego wizję utraty władzy ze względu na polityczne błędy Morawieckiego — choćby zgodę na wyśrubowane cele klimatyczne UE, co oznacza odchodzenie od węgla i doprowadzi do drastycznych podwyżek cen energii. Kurski sam chciałby zostać premierem. Ale „Stan po Burzy” mówi, jak jest: panie Jacku, bez szans.