May 21, 2022
To nie jest łatwy czas dla Donalda Tuska. Wielkimi krokami
zbliża się rocznica jego powrotu do Platformy, więc w politycznym
światku ruszyły podsumowania — dał radę czy nie dał? Co prawda Tusk
ustabilizował notowania Platformy na poziomie około 25 proc., ale
wygląda na to, że nic więcej sam nie wskóra — wciąż sondaże otwiera
PiS. Dlatego też głównym postulatem lidera PO staje się w tej
chwili stworzenie wspólnej listy opozycji na wybory do Sejmu — to
miałaby być recepta na pokonanie Kaczyńskiego. Tusk coraz mocniej
naciska na szefa ludowców Władysława Kosiniaka-Kamysza (swego
dawnego ministra), na Szymona Hołownię (znajomego swej rodziny)
oraz (może nieco mniej zdecydowanie) na liderów Lewicy Włodzimierza
Czarzastego i Roberta Biedronia, by ogłosili wspólny start w
wyborach z Platformą. W praktyce oznaczałoby to podporządkowanie
się Tuskowi, czy też przynajmniej uznanie jego przywództwa — co nie
uśmiecha się zwłaszcza Kosiniakowi-Kamyszowi oraz Hołowni. Mówiąc
wprost, Kosiniak-Kamysz i Hołownia nie ufają Tuskowi i dlatego
rozważają wspólny start — tyle, że bez Platformy. Sytuację Tuska
komplikuje frustracja wiceszefa PO Rafała Trzaskowskiego, który
mimo zdobycia ponad 10 milionów głosów w wyborach prezydenckich,
został w partii zepchnięty na margines. Trzaskowski zaczyna się
rozpychać, w dodatku jego otoczenie kolportuje plotki o zażyłych
relacjach z Hołownią. To ma sugerować, że to Trzaskowski — a nie
Tusk — ma w rękach klucz do zjednoczenia opozycji. Te opozycyjne
szachy nie zmieniają jednego — dziś to Tusk jest głównym celem
natarcia obozu władzy i to on wchodzi w ostre przepychanki z
rządzącymi. Właśnie przystąpił do ataku na premiera za ukrywanie
majątku — to efekt publikacji „Gazety Wyborczej”, która opisała
proceder obrotu nieruchomościami banku BZ WBK za czasów prezesury
Mateusza Morawieckiego. Część sprzedanych przez bank budynków
trafiła do biznesmenów kojarzonych z Morawieckim lub jego żoną. A
tak się składa, że pani Iwona Morawiecka pilnie skrywa swój objęty
intercyzą majątek — prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił nieprawdę
obiecując przed wyborami, że poznamy sztucznie rozdzielone majątki
Morawieckich. „Stan po Burzy” zastanawia się, czy uprawniona jest
teoria „Wyborczej”, że obracanie nieruchomościami BZ WBK pasuje do
zeznań kelnerów z afery taśmowej, którzy twierdzili, że nagrali
taśmę, na której Morawiecki jako prezes banku rozmawiał o kupowaniu
nieruchomości na tzw. „słupy”. Wiemy jedno — obracanie
nieruchomościami banku to był złoty interes. Najpierw kupujący
nieruchomości po oddziałach BZ WBK pocztą pantoflową dowiadywali
się o możliwej sprzedaży. Potem brali kredyty na ten cel np. w
banku PKO BP, kierowanym przez Zbigniewa Jagiełłę, przyjaciela
Morawieckiego. A w finale — chylimy czoła! — bank BZ WBK zawierał z
nowymi nabywcami umowy, na podstawie których swe sprzedane budynki
wynajmował na siedziby oddziałów. Czyli niby nic się nie zmieniło,
tylko kamienice po cichu zmieniły właściciela — takie bankowe
perpetuum mobile. Autorzy „Stanu po Burzy” Agnieszka Burzyńska
(„Fakt”) i Andrzej Stankiewicz (Onet.pl) roztrząsają tajemnice
majątku państwa Morawieckich, dochodząc do brawurowej teorii — to
wszystko jest winą Tuska.
Wszak, gdy Morawiecki przeprowadzał intercyzy, gdy dał się nagrać
kelnerom, gdy wreszcie jego bank sprzedawał budynki znajomym
biznesmenom i następnie wynajmował je od znajomych biznesmenów —
Morawiecki był przecież doradcą Tuska. Wedle „Stanu po Burzy”
należy zrozumieć, że w tamtym czasie Morawiecki chachmęcił w
finansach — bo taki po prostu był klimat w otoczeniu Tuska. Dziś
już premier nie chachmęci, bo jest premierem uczciwej partii.
Zmienił się, po prostu. Teraz wystarczy namówić żonę na jawność. No
chyba, że żona wciąż mentalnie jest w Platformie.