Mar 27, 2021
Premier, czując, że przegrywa walkę z pandemią i może za to
słono zapłacić, postanowił zastosować unik. Zaatakował opozycję i
prywatną służbę zdrowia, przekonując, że gdyby to opozycja
rządziła, to sprywatyzowane przez nią szpitale jeszcze gorzej
zwalczałaby koronawirusa. Akcja Morawieckiego pokazuje, że pali mu
się grunt pod nogami. Premier zdaje sobie sprawę z popełnionych
przez rząd błędów i wie, że rzeczywista liczba chorych jest
znacznie wyższa od oficjalnych statystyk. Czuje to także Zbigniew
Ziobro, który rozpoczął długofalową operację obliczoną na
wykończenie Morawieckiego i wysadzenie go z premierowskiego fotela.
W mijającym tygodniu ukazał się wywiad z Ziobrą dla skrajnie
prorządowego tygodnika „Sieci”, w którym lider Solidarnej Polski po
raz pierwszy tak otwarcie atakuje premiera, wprost uznając go za
farbowanego lisa, człowieka Platformy, który omotał Jarosława
Kaczyńskiego.
O tym wszystkim posłuchają Państwo w najnowszym odcinku podcastu
„Stan po Burzy”, który prowadzą Agnieszka Burzyńska z „Faktu” oraz
Andrzej Stankiewicz z Onetu.
Déjà vu z koronawirusem
Rząd wprowadzaniem kolejnych obostrzeń funduje nam déjà vu —
przypomina wydarzenia sprzed roku, gdy w panice zakazał
wszystkiego. Znów zamykane są sklepy, salony fryzjerskie i
kosmetyczne, a także przedszkola i żłobki. Ale premier, czując, że
przegrywa walkę z pandemią i może za to słono zapłacić, postanowił
zastosować unik. Zaatakował opozycję, ale też prywatną służbę
zdrowia, przekonując, że gdyby to opozycja rządziła, to
sprywatyzowane przez nią szpitale jeszcze gorzej zwalczałyby
pandemię. Prawda jest jednak taka, że gdy rządziła koalicja PO-PSL,
to nie było prywatyzacji szpitali. W dodatku premier uraził sektor
prywatnej służby zdrowia, który — wbrew tezom Morawieckiego —
pomaga państwu walczyć z koronawirusem. Szeroko zakrojona akcja
szczepień możliwa jest właśnie dlatego, że włączyli się w nią ci
„źli” prywaciarze.
Za rządów PO nie było mowy o prywatyzacji, pojawił się pomysł
komercjalizacji — czyli przekształcenia szpitali w spółki skarbu
państwa. Chodziło o to, żeby zmusić dyrektorów szpitali do lepszego
pilnowania finansów — długi szpitali to zmora budżetu państwa. Ale
nawet komercjalizacja pozostała tylko opcją, a nie obowiązkiem, bo
w ówczesnej koalicji rządzącej PO-PSL nie zgody na obowiązkowe
przekształcenia.
Akcja Morawieckiego pokazuje, że pali mu się grunt pod nogami.
Premier zdaje sobie sprawę z popełnionych przez rząd błędów, wie,
że rzeczywista liczba chorych jest znacznie wyższa od oficjalnych
statystyk i że służba zdrowia właściwie przestała sobie dawać radę
z koronawirusem. Zachęcony przez swoich doradców wizerunkowych,
próbuje przerzucić odpowiedzialność za własne błędy na innych.
Premier, łącząc w jedno dwa określenia — prywatyzacja i
komercjalizacja szpitali — robi celowo. Chce postraszyć
społeczeństwo wizją prywatnych szpitali, do których zwyczajni
obywatele nie będą mieli wstępu. To zresztą już tradycja. Od 2007
r. w chwilach kryzysu PiS atakuje Platformę zarzutami o skrycie
planowaną prywatyzację, która zamknie bramy szpitali przed
uboższymi. Czy to jeszcze działa na wyborców?
Ziobro beszta Morawieckiego i Kaczyńskiego
Pandemia nie jest jedynym problemem premiera. Mateusz Morawiecki ma też duże kłopoty w obozie władzy. W mijającym tygodniu ukazał się wywiad ze Zbigniewem Ziobrą dla skrajnie prorządowego tygodnika „Sieci”, w którym lider Solidarnej Polski po raz pierwszy tak otwarcie atakuje premiera, wprost uznając go za farbowanego lisa, człowieka Platformy, który omotał Jarosława Kaczyńskiego. Ziobro oskarża premiera o to, że przekonuje szefa PiS do polityki, która rozmija się z programem Zjednoczonej Prawicy. Twierdzi wręcz, że rząd Morawieckiego... realizuje politykę PO i Donalda Tuska. Czy to już rutyna, że minister sprawiedliwości bombarduje premiera, czy to jednak wyjątkowy moment, bo Ziobro czuje słabnącą pozycję Morawieckiego i wie, że może pozwolić sobie na harce? Zastanawiające jest to, że politycy PiS schowali się i nie komentują tego wywiadu. W partii rządzącej nie widać też chęci ukarania Zbigniewa Ziobry za te słowa. A Ziobro wie, jaka jest arytmetyka — Kaczyński nie może go wyrzucić z rządu, bo rząd upadnie. Wiedząc, że Kaczyński jest na niego skazany, Ziobro otwarcie mu się stawia. Ewidentnie przekracza barierę krytyki koalicyjnej, a to oznaczać może tylko jedno: przygotowywanie się do samodzielnego startu w wyborach parlamentarnych.
Słowo o prezydencie na literę „d”
Granice wyzwisk w polskiej polityce zniknęły już dawno. Kiedy
jedni o drugich mówią jako o kryminalistach, padają zarzuty o krwi
na rękach i spisku z Putinem, zdumiewać może fakt, że jednym słowem
można naruszyć godność prezydenta. Pisarz Jakub Żulczyk, komentując
zachowanie Andrzeja Dudy, który ociągał się z gratulacjami dla
nowego prezydenta USA Joe Bidena, nazwał go debilem. Sprawą zajęła
się prokuratura, która złożyła akt oskarżenia do sądu przeciwko
pisarzowi. Dla jasności — prezydent nie dopominał się ścigania
Żulczyka, prokuratura zrobiła to z urzędu. Tym samym, pisarz
otrzymał krajową i światową promocję, o jakiej mógł tylko
marzyć.
Andrzejowi Dudzie ten proces chwały nie przyniesie. W dodatku łatwo
mu wytknąć hipokryzję. Dekadę temu bronił blogera, który utworzył
stronę internetową „Antykomor.pl”, na której publikował liczne memy
czy fotomontaże z prezydentem Bronisławem Komorowskim w roli
głównej. Na tej stronie znalazła się również gra, w której można
było postrzelać do ówczesnego prezydenta.
Niechętny Komorowskiemu bloger usłyszał wtedy zarzuty i został
skazany przez sąd pierwszej instancji. Jak zareagował wtedy PiS i
sam Andrzej Duda? Stanęli w obronie twórcy „Antykomora” — i to mimo
że miał na koncie także pospolite przestępstwa, takie jak
podrabianie dokumentów. Przygotowali całą akcję, której
koordynatorką była rzeczniczka Zbigniewa Ziobry Edyta Żyła, a
obrońcą oskarżonego został mecenas Bartosz Kownacki, wtedy związany
z Ziobrą, dziś poseł PiS. Sprawę komentował także ówczesny poseł
PiS Andrzej Duda, zaciekle atakując sądy i broniąc skazanego. Duda
przekonywał, że w strzelaniu do wizerunku Komorowskiego chodzi o
wolność słowa. Ostatecznie, sprawa znieważenia prezydenta przez
„Antykomora” została umorzona. A jak dzisiaj zakończy się sprawa
Jakuba Żulczyka?