Aug 05, 2023
Podobno małżeństwa z rozsądku są najtrwalsze. Jednak pożycie
partii Władysława Kosiniaka-Kamysza z ugrupowaniem Szymona Hołowni
całkowicie tej tezie przeczy. Pobrali się zdecydowanie
zdroworozsądkowo. Ludowcy — przyduszani przez PiS na wsi — w razie
samodzielnego startu do Sejmu mogliby nie przekroczyć progu
wyborczego i po ponad wieku działalności złożyliby swój sztandar do
muzeum ruchu ludowego. Podobny problem miał Hołownia. Spychany na
marines przez rosnącego w siłę Donalda Tuska, na jesieni mógłby
wylądować poza Sejmem i rozsyłać swe CV do telewizyjnych „talent
show”. Problem z małżeństwem PSL i Polski 2050 jest jednak taki, że
wyborcy czują, iż nie ma w nim za grosz emocji i miłości.
Dlatego wspólny sojusz Hołowni i Kosiniaka dumnie zwany Trzecią
Drogą dołuje w sondażach. A to znaczy, że koalicja na niewiele się
zdała i obie formacje wróciły do punktu wyjścia — czyli obaw, że
nie uda im się wejść do Sejmu. Tyle, że razem.
Dlatego ludowcy jako doświadczeni gracze już kombinują, jak
poprawić swoją sytuację. Swoją, nie Hołowni — dla jasności.
Najpierw bez pytania go o zdanie dokooptowali do swego klubu grupkę
posłów z dawnego Porozumienia Jarosława Gowina, którzy mają szanse
uzyskać dobre wyniki wyborcze. Potem zaczęli rozmawiać z
rozłamowcami z Konfederacji, na czele z popularnym w elektoracie
wolnorynkowym Arturem Dziamborem. A wreszcie złożyli ofertę
współpracy liderowi rolniczych zadymiarzy Michałowi
Kołodziejczakowi z AgroUnii, z którym PiS sobie wyraźnie nie radzi.
Hołownia się wściekł. Powiedział Kosiniakowi, że nie chce słyszeć o
takich transferach — sugerował, że po wyborach nowe nabytki PSL
pójdą na współpracę z PiS. Przyszłość 3D stanęła pod znakiem
zapytania.
Ostatecznie panowie się dogadali — bo nie mieli wyjścia. Ale twórcy
„Stanu Wyjątkowego” Andrzej Stankiewicz (ONET.PL) oraz Dominika
Długosz („Newsweek”) przepowiadają, że to nie koniec tarć. Bo
Hołownia nie wie jeszcze jednego: że liderzy PSL Władysław
Kosiniak-Kamysz oraz Piotr Zgorzelski utrzymują regularne kontakty
z premierem Mateuszem Morawieckim. Wszak obrotnym ludowcom może się
to przydać po wyborach, gdy PiS będzie żebrać o koalicję.
W tym wydaniu „Stanu Wyjątkowego” Andrzej Stankiewicz oraz Dominika
Długosz ujawniają, że Morawiecki może mieć po wyborach silnego
rywala do premierostwa — nawet jeśli przyniesie prezesowi w wianie
ludowców. Intensywny lobbying za swą kandydaturę prowadzi
konserwatywny ultras Przemysław Czarnek. Minister edukacji zakłada,
że po wyborach dojdzie raczej do koalicji PiS z Konfederacją, a
wtedy — w co głęboko wierzy — tylko on będzie pasował na premiera
wspólnego rządu. Czarnek jest już narodowy i katolicki — jak
Konfederacja. Ostatnio zaczął nawet wygrażać Ukraińcom — prawie tak
jak konfederaci. Inna rzecz, że to element szerszej kampanii PiS,
na którą przyzwolenie dał prezes Kaczyński.