Oct 18, 2022
Oj, nie jest dziś łatwo być człowiekiem premiera. Możesz
wypruwać sobie żyły dla Polski — przekupować posłów w Sejmie i
radnych w terenie, brać za mordę niepolskie media, rozprowadzać
prawdziwych patriotów w spółkach, wciągać do pracy dla partii
byłych złodziei i propaństwowo resocjalizować degeneratów — a
Morawiecki i tak zrzuci cię z sań, byle tylko zachować własny
stołek.
Tak, to mogłoby być żałobne wydanie słuchowiska politycznego „Stan
Wyjątkowy” — wszak żegnamy szefa Kancelarii Premiera Michała
Dworczyka, który dostarczył nam przez ostatnie 5 lat masy radości i
wzruszeń. Twórcy „Stanu Wyjątkowego” — Andrzej Stankiewicz (Onet)
oraz Dominika Długosz („Newsweek”) — z jednego tylko powodu
powstrzymują łzy. Otóż, czujemy tu ruską robotę. No bo jak to tak?
Od kiedy do Internetu wyciekają maile Dworczyka, pokazujące jego
dzielną — nawet jeśli czasem opartą o plugawe metody — walkę o
dobro Polski, obóz władzy twierdzi, że to robota Putina, który
zaczaił się, by załatwić prawdziwego polskiego patriotę. Jeśli dziś
Dworczyk wylatuje z rządu właśnie przez maile, to czyż nie jest to
realizowanie kremlowskiego scenariusza? Pójdźmy dalej tym
patriotycznym tokiem myślenia. Otóż dymisję wymusili wrogowie
Morawieckiego w PiS, których skrzyknął i ogarnął wicepremier Jacek
Sasin. No to czyj oni realizują interes — że zapytamy w
niepodrabialnym stylu prezesa Kaczyńskiego?
Biorąc to wszystko pod uwagę „Stan Wyjątkowy” czuje się w obowiązku
ujawnić kulisy tych knowań w obozie władzy. Otóż w ostatnich
tygodniach Sasin — wykorzystując drożyznę i nadciągający kryzys na
rynku energii — podjął próbę przeprowadzenia politycznej egzekucji
Morawieckiego. Przekonał do tego wielu ludzi w partii — w tym
marszałek Sejmu Elżbietę Witek, szefa MON Mariusza Błaszczaka, byłą
premier Beatę Szydło oraz byłego ministra tępej propagandy Jacka
Kurskiego. Faktem jest, że Sasin nie musiał się bardzo starać, bo
każdy z nich ma z Morawieckim śmiercionośne porachunki. W ramach
przygotowania artyleryjskiego Sasinowcy wyprowadzili serię
przecieków, które pokazywać miały zaniedbania Morawieckiego,
zwłaszcza jeśli chodzi o zakupy węgla przed zimą. Morawiecki czuł
pismo nosem i odpowiedział atakiem na ludzi Sasina w energetyce,
przekonując, że dorabiają się milionów na rosnących rachunkach
Polaków. Panowie po raz pierwszy tak otwarcie wzięli się za łby — i
każda ze stron puszyła się, że na dniach wykończy drugą. Albo
kłamali, albo w tej swej furii podlanej zapiekłością oderwali się
od rzeczywistości. „Stan Wyjątkowy” przewidywał, że Kaczyński co
prawda pozwoli im się ostro dojeżdżać — wszak jest fanem rodeo —
ale finalnie wkroczy, bo zbyt ostre ujeżdżanie groziłoby całej
stajni. I tak się stało. Z jednej strony Sasin dostał rozkaz
wycofania się, a jego spółki energetyczne muszą zgodnie z żądaniem
Morawieckiego ściąć swoje rachunki na prąd wysyłane Polakom. Z
drugiej jednak strony Kaczyński nie mógł ukarać Sasina, bo
zbudowana przez niego frakcja zwolenników odwołania Morawieckiego
jest zbyt silna. Co więcej — Kaczyński uznał, że jest tak silna, że
musi jej coś dać. I nakazał ściąć Dworczyka, który w wyciekających
od ponad roku mailach — pisanych dla dobra Polski rzecz jasna —
opluł tak wielu wpływowych ludzi w PiS, że idealnie nadaje się na
rytualną ofiarę. Ta dymisja to ogromne osłabienie Morawieckiego, bo
— znów odwołajmy się do maili dla Polski — Dworczyk był jego oczami
i uszami w PiS, często mózgiem politycznych knowań, a gdy trzeba to
i partyjnym bicepsem.
Jednym słowem — Morawiecki bez Dworczyka nie jest już tym samym
Morawieckim. W dodatku Kaczyński otwartym tekstem zapowiedział, że
los premiera zależy do tego, jak poradzi sobie z węglowym kryzysem.
Rzeczywiście, po co dowoływać premiera już teraz, skoro można go
katapultować, jeśli ponurą jesienią lub chłodną zimą zacznie
brakować ciepła i światła?
„Stan Wyjątkowy” zachodzi przy tym w głowę. Jak wielu posłów
podczas wyjazdowego, pojednawczego posiedzenia klubu PiS piło i
śpiewało z radości, że Morawiecki z Sasinem się jeszcze nie
pozabijali? A jak wielu ze smutku, że premier z wicepremierem
podkładają sobie świnie akurat wtedy, kiedy — dla dobra partii i
państwa — powinni kopać węgiel i grzać kaloryfery?
Intryguje nas zwłaszcza Marek Suski, który po imprezie był na
przemian ucieszony i zasmucony. A na pewno porządnie, jesiennie
zawiany. Cały odcinek do wysłuchania w aplikacji Onet Audio.