Preview Mode Links will not work in preview mode

Apr 23, 2022

Na naszych oczach szefowa Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska wznosi się na wyżyny swego prawniczego kunsztu. Niestety, nie jest to kunszt wykorzystywany do obrony wartości zapisanych w Konstytucji. Chodzi o kasę, a konkretnie — o kasę Przyłębskiej. „Stan po Burzy” ujawnia kulisy koronkowej operacji, którą Przyłębska prowadzi od półtora roku po to, aby ukryć swój majątek. Właśnie po raz pierwszy w historii oświadczenie majątkowe Przyłębskiej zostało utajnione, choć jeszcze rok temu było jawne. Co wartego ukrycia przybyło jej w ciągu roku? Według ustaleń autorów „Stanu po Burzy” Agnieszki Burzyńskiej („Fakt”) oraz Andrzeja Stankiewicza (Onet.pl), Przyłębska kupiła dom pod Warszawą, w którym regularnie imprezuje z politykami PiS i zaufanymi sędziami Trybunału Konstytucyjnego, w tym Krystyną Pawłowicz. Czemu chce go ukryć? Ano dlatego, że jednocześnie dysponuje apartamentem w Warszawie, wynajętym za publiczne pieniądze. Gdyby wyszło na jaw, że ma dom 20 minut jazdy (służbowym autem z ochroną) od centrum stolicy, a jednocześnie płacimy grube pieniądze za wynajem jej apartamentu w centrum, to zostałoby to źle odebrane. Wszak idąc do władzy PiS deklarował skromność, a nie łapczywość. A zatem lepiej podmiejską chałupę ukryć — kluczowa w tej operacji jest „kaskadowa” interpretacja prawa, która posłużyła do tego, by ustawowo jawne oświadczenie majątkowe Przyłębskiej ukryć przed naszym oburzeniem.
Wiele do ukrycia ma także Zbigniew Ziobro. Piętą achillesową jego partii Solidarna Polska są finanse. Dekadę temu, gdy Ziobro odszedł z PiS i założył swoje ugrupowanie, systematycznie doił Parlament Europejski, finansując z unijnych środków działalność partyjną. Szkopuł w tym, że to nielegalne. Nielegalne jest także wpłacanie pieniędzy na partię przez podstawionych ludzi. A tak się składa, że na Solidarną Polskę płaciły zaskakująco sowicie rodziny założycieli partii, czyli Ziobry, ale także Jacka Kurskiego, Tadeusza Cymańskiego i — co kluczowe — Jacka Włosowicza, który przez lata był skarbnikiem ziobrystów. Faworytką „Stanu po Burzy” jest 20-letnia wówczas córka Kurskiego, która przed eurowyborami w 2014 r. dokonała trzech przelewów na 42 tys. zł. Ale hojni byli także teściowie Ziobry — wiarę w partię zięcia wycenili na niemal 140 tys. zł.
W tej sytuacji brawurowym posunięciem jest to, że Ziobro właśnie wyrzucił z partii Włosowicza, który finansowo spinał działalności Solidarnej Polski. Autorów „Stanu po Burzy” bardzo bawi oficjalna wersja — że to za niepłacenie składek. Ha, ha, ha. Wszak w trudnych czasach na partię Ziobry płacił cały klan Włosowiczów, w tym 70-letni rodzice skarbnika, mieszkańcy kieleckiego blokowiska. Choć ziobryści rozpuszczają plotki, że Włosowicz spiskuje z Szymonem Hołownią, to tak naprawdę jego wiedza jest najbardziej użyteczna dla PiS. Znajomość słabych punktów inżynierii finansowej Solidarnej Polski może ułatwić PiS poskromienie Ziobry, który stał się ostatnio wyjątkowo narowisty. Włosowicz już zresztą wysyła sygnały w kierunku PiS.
Emocje buzują także w Konfederacji, która — zgodnie z tradycją narodowej prawicy — zaczęła się kłócić i wewnętrznie dzielić. Z jednej strony konfederatów intensywnie atakuje opłacany przez PiS lider Marszu Niepodległości Robert Bąkiewicz — to jasne, że Bąkiewicz jest narzędziem obozu władzy, wynajętym, by odbijać narodowo-prawicowych wyborców. Z drugiej strony formację podzieliły proputinowskie i — jak mówi się w Konfederacji — „lekko pedofilskie” wypowiedzi Janusza Korwin-Mikkego. W efekcie z frakcją JKM wewnątrz Konfederacji rozstało się trzech posłów, ale to nie zakończyło prania brudów. Najnowszy spór dotyczy tego, czy Putina można nazywać „zbrodniarzem wojennym” — czego zakazał Korwin-Mikke. Trwa ujawnianie wewnętrznych maili, pojawiają się zarzuty o dywersję, wróciła nawet kłótnia o wybory prezydenckie. „Stan po Burzy” rozmawiał z politykami Konfederacji z różnych jej frakcji. Czy to początek końca tego projektu politycznego?