Dec 12, 2020
Na szczycie unijnym w Brukseli doszło do kompromisu w sprawie
wieloletniego budżetu UE. Niemal cała Unia się z tego cieszy.
Niemal — bo w Polsce zaczęła się polityczna wojna.
W ramach pakietu budżetowego, w Brukseli zostało przyjęte
rozporządzenie, którego politycy Zjednoczonej Prawicy nie chcieli.
Chodzi o uzależnienie wypłaty unijnych pieniędzy od przestrzegania
zasad praworządności. Najbardziej bojowi byli przedstawiciele
Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry, którzy zakrzykiwali: „Weto albo
śmierć!“. Dlatego, gdy w Brukseli doszło do kompromisu, a premier
Mateusz Morawiecki ogłosił zwycięstwo, to Zbigniew Ziobro wraz ze
ze swymi ludźmi uznali, że to utrata suwerenności przez Polskę.
Trwa więc wojna na całego.
Ograni przez Węgra
Kluczowa dla przebiegu wydarzeń w Brukseli była wcześniejsza,
niespodziewana wizyta premiera Węgier w Polsce. Viktor Orban po
prostu przywiózł Kaczyńskiemu i Morawieckiemu ofertę, którą
wcześniej uzgodnił z Angelą Merkel. I postawił PiS przed wyborem:
albo akceptujecie kompromis budżetowy, albo zostajecie sami.
Orban rozegrał polskich liderów jak dzieci. Rozporządzenie
dotyczące praworządności, uderzało przede wszystkim w niego, bo
zbudował nepotyczny system dojenia unijnej kasy i mógł się obawiać
wstrzymania środków. Potrzebował jednak sojusznika, bo sam nie
byłby w stanie zablokować rozporządzenia. Wykorzystał więc liderów
Zjednoczonej Prawicy, podsycając ich obawy, że rozporządzenie może
zostać wykorzystane przeciwko rządowi Morawieckiego, choćby po to,
by blokować planowane czystki w sądach.
Orban dostał od Merkel gwarancje, że kontrola wydawania unijnych
pieniędzy wejdzie w życie najwcześniej za 2 lata. Czyli — jak to
ujął w jeden z polityków z PiS, z którym kontaktował się
dziennikarz Onetu Andrzej Stankiewicz — otoczenie premiera Węgier
będzie mogło kraść jeszcze przez 2 lata. Dlatego Orban zapowiedział
Kaczyńskiemu i Morawieckiemu, że taki układ z Berlinem go urządza.
Wykorzystał Polaków i załatwił swoje interesy. Liderzy Zjednoczonej
Prawicy zostali z niczym, musieli porzucić buńczuczne zapowiedzi i
pójść na kompromis w Brukseli.
Co dalej z koalicją Zjednoczonej Prawicy? Może konflikt Ziobry z
Morawieckim będzie narastał powoli, a może dojdzie do kryzysu w
koalicji?
Wazelina w Sejmie
W środę w Sejmie doszło do debaty nad wnioskiem o odwołanie Jarosława Kaczyńskiego ze stanowiska wicepremiera do spraw bezpieczeństwa. Opozycja chciała odwołać prezesa, z pewnością zdając sobie sprawę, że się go odwołać nie da. A jak wyglądała sama debata? Prezes nie był tak ostry w swej ekspresji, jak nas do tego ostatnio przyzwyczaił. Ale za to Mateusz Morawiecki! Premier swym czołobitnym wystąpieniem złożył do prezesa podanie o przedłużenie premierostwa. Z hołdu Morawieckiego wynikało właściwie, że Kaczyńskiemu zawdzięczamy wszystko, co dobre. Niedawno, premier Morawiecki wygłosił najbardziej antyunijne wystąpienie w polskim parlamencie, krzycząc, że Unia Europejska nas oszukuje i chce odebrać nam suwerenność. Wystąpienie w obronie prezesa PiS było z kolei najbardziej wazeliniarskim w historii polskiego parlamentu. Czy premier Morawieckiego musi się uwiarygadniać przez to, jaką ma biografię, bankiera, który kręcił się przy Platformie i dorobił milionów w III RP?
Nafciarze przejmują media
Państwowy koncern Orlen to dla PiS spółka do specjalnych zadań.
Polityczni nafciarze właśnie kupili wydawnictwo Polska Press, które
wydaje 20 z 24 regionalnych dzienników i ma serwisy internetowe,
które docierają do ponad 17 milionów Polaków. To największy w
polskiej sieci dostawca treści informacyjnych i publicystycznych.
Nie jest normalną praktyką, że państwowi nafciarze, elektrycy czy
gazownicy kontrolują media. Znów sięgamy po najgorsze wzorce z
orbanowskich Węgier. Gazety i portale w rękach Orlenu staną się
narzędziem politycznej propagandy. Przed nami wybory parlamentarne,
ale także samorządowe. Media przejęte przez władzę będą więc
kluczowe w tych starciach. W dodatku w Internecie wszyscy zbierają
informację o użytkownikach. Prezes Orlenu Daniel Obajtek twierdzi,
że Polska Press to dla Orlenu idealna baza danych o odbiorcach
(tzw. big data). Tyle, że Obajtek raczej nie chce im sprzedawać
paliwa. Wiedza o odbiorcach mediów internetowych może zostać
wykorzystana do kampanii politycznych przed wyborami.
A owe ponad 17 milionów użytkowników mediów Polska Press to więcej,
niż PiS ma wyborców.